Tunake
Miasto => Park => Wątek zaczęty przez: Cantharis w Maj 11, 2014, 14:12:43
-
Wiele dróżek połączonych w całość. Co pewien czas znajdują się ławeczki z koszami obok.
-
Weszła. Rozejrzawszy się po terenie usiadła na jakiejś ławce. Nie odezwawszy się do nikogo, bo i tak tutaj nikogo nie było, mruknęła coś i założyła nogę na nogę.
-
Weszłam. Rozejrzałam się. Dostrzegłam jakąś dziewczynę. Podeszłam bliżej.
- Hej.
-
Spojrzała na dziewczynę. Chyba odezwała się do niej, aczkolwiek nikogo innego tu nie było. Nie zmieniła pozycji.
- Witaj - powiedziała swym chłodnym tonem.
-
Uniosłam brwi. Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Jestem Lena.
-
- Aris - wolała nie mówić swojego pełnego imienia.
-
- Fajnie. - Mruknęłam.
-
- Coś nie pasuje?
-
Wzruszyłam ramionami.
- Nie.
-
Miała już coś powiedzieć, ale powstrzymała się.
-
Nie wiedziałam jak dalej prowadzić tą rozmowę. Rozejrzałam się tylko.
-
Wjechałem kłusem na Viarze. Wybrałem szerszą ścieżkę, wzdłuż której rosły dęby i tam skierowałem klacz.
-
Wyciągnęła z kieszeni słuchawki, które podłączyła do telefonu. Wybrała playlistę, którą sama układała. Włożyła telefon do kieszeni i zaczęła iść przed siebie.
-
Weszłam. Zauważyłam w oddali parę osób, ale szłam dalej przed siebie. W ramionach wiercił mi się Radisan, a właściwie Hrabren Radisan, jednak moim zdaniem persom nie jest do pyszczka (xD) z tak długimi imionami. Usiadłam na trawie, wypuszczając z rąk mojego naburmuszonego Hrabię.
-
Wyszłam na chwilę.
-
Weszła ponownie, prowadząc ulubionego rasowca na smyczy. Puściła kota, ten po chwili siedział na ławce.
- No, Daron, pobiegaj sobie - powiedziała, puszczając psa.
-
Jakiś kot przebiegł tuż przed kopytami Viary. Spłoszyła się, gdyż nie ucierpiała kotów. Stanęła dęba (na tylnych nogach). Mało przy tej okazji nie wyleciałem z siodła, ale jakoś się w go złapałem. Zakląłem pod nosem i próbowałem uspokoić klacz, która jeszcze trochę się "rzucała" po całej ścieżce.
-
Spostrzegłam inne zwierzęta. Złapałam szybko Radisana. Biorąc pod uwagę jego wojowniczość i wredność przy okazji...
-
Siadła obok Severusa na ławce. Zaczęła go głaskać, a gdy ten siadł jej na kolanach pokręciła głową. Ze śmiechem nadal go głaskała. Daron w tym czasie spokojnie biegał sobie po parku. Nie był groźny, nawet jeśli tak wyglądał. Machał ogonem.
-
Przeniosłam się na ławkę, sadzając Radisana na moich kolanach. Gładziłam go, próbując zapobiec jego ucieczce. Spojrzałam na dziewczynę z kotem. Zerknęłam na Hrabię, a on na mnie. Po chwili podniosłam się i podeszłam do tamtej dziewczyny. Na oko wyglądała na młodszą ode mnie.
- Siemczysz! (xD)
-
Spojrzała na dziewczynę. Przewróciła oczami.
- Hej.
-
Wskazałam na futrzaka na jej kolanach.
- Ładny kot. Jak się nazywa? - nie pytając o pozwolenie usiadłam obok niej.
-
W końcu uspokoiłem Viarę. Za dużo,jednak, zaczęło się tu kręcić różnych ludzi i zwierząt, zaraz by się znowu spłoszyła. Wyjechaliśmy więc galopem.
-
- Severus - mruknęła. W tym samym czasie dobiegł pies. Uśmiechnęła się i pogłaskała go za uchem. - A ten dżentelmen to Daron.
-
Wyszłam
-
- Mój to Hrabren Radisan. Albo po prostu Hrabia Radisan, czy Radi.
-
- No, idźcie się bawić - mruknęła do zwierzaków. Kot niechętnie zlazł z jej kolan. Usiadł na grzbiecie Darona, na co pies nie zareagował gwałtownie, jak zwykle. Zaczęli iść.
-
Weszłam, jak zwykle pozwalając, aby prowadził mnie mój pies, Cacao.
-
Wymacałam pustą ławkę, o mało nie wpakowawszy się w kosz na śmieci, po czym usiadłam. Cacao przyjrzał się obcemu psu, ignorując koty, i przycupnął obok mojej nogi.
-
Po pewnym czasie wrócili. Zaklęła, musiała iść do pracy. Podniosła się, założyła psu smycz i wyszła pośpiesznie.
-
Usłyszałam przekleństwo i kroki świadczące o tym, że ktoś wyszedł. Odczepiłam na ślepo (xD) Cacao smycz, aby pobiegał.
-
Jako, że przy nodze wciąż czułam psa, uznałam, że Cacao nie chce biegać i przypięłam go ponownie.
-
Wstałam i trąciłam nogą Hrabię.
- Chodź no młody, polatasz sobie. - mruknęłam. Pers zrzędząc polazł przed siebie.
-
-Do czego to doszło, koty latają. - rzuciłam, uśmiechając się do przechodzącej dziewczyny. Znaczy, chyba dziewczyny, przynajmniej sądząc po głosie.
Cacao zaczął szczekać na kota. Znaczy, chyba kota.
-
Stanęłam i spojrzałam z zaskoczeniem na dziewczynę z psem, siedzącą na ławce.
- Ahm... Wiesz, Hrabia taki gruby jest nieco, więc tylko próbuję go nauczyć. - oświadczyłam dobitnie, usiłując zachować powagę. - Innym kotom pewnie idzie to lepiej.
Hrabia zatrzymał się, miaucząc niemiłosiernie głośno.
-
-Ja tam nie wiem. - powiedziałam zgodnie z prawdą. -Ja tam raczej uziemiona jestem, więc Cacao też. Sorry, pies, taki mamy klimat. - zwróciłam się z ostatnimi słowami do Cacao.
-
- Mogę się przysiąść? - usiadłam na ławce koło dziewczyny. - Jestem Rahilija, ale mów mi Rah. Jestem Chorwatką, niektórym trudno jest wymówić moje imię. Zrzęda to Hrabren Radisan, ale lubi gdy nazywa się go 'Hrabią' Radisanem. Ja tam wołam na niego Radi, ale wtedy mnie ignoruje.
-
Przytaknęłam na pierwsze słowa dziewczyny.
-Mój pies nazywa się Cacao, ale jakiej jest rasy to już sama musisz zobaczyć - wskazałam na swoje okulary - bo mnie trochę ciężko.
-
Pokiwałam głową, po czym zreflektowałam się i mruknęłam coś w rodzaju 'yghm'.
- W każdym razie, jest słodki. Na rasach psów się nie znam, więc mnie też trudno to stwierdzić. - zaśmiałam się.
-
Wstałam. Cacao zerwał się i zaczął skomleć.
-Idę coś zjeść. Idziesz ze mną? - spytałam, nie wiedząc co robić.
-
Również wstałam.
- Chètnie... - urwałam. Zdałam sobie sprawę, że już od dłuższego czasu nie słyszę zrzędliwego miauczenia mojego kocura. - Radi? No weź, nie wygłupiaj się, gdzie jesteś? - powoli coraz bardziej panikowałam. W końcu to był mój jedyny towarzysz, od kiedy moja ciotka zmarła.
-
-Twój fruwający przyjaciel zaginął? - spytałam. ''Spojrzałam'' na mojego psa. -Cacao mógłby go wytropić, jest przeszkolony. Tylko że musiałby mieć jego zapach.
-
Załamując ręce spojrzałam na Pamelę, a potem na Cacao.
- Na mnie jest pewnie sporo jego zapachu. Nawiasem mówiąc, włosów również, trza mu kupić szczotkę... - mamrotałam przez chwilę do siebie, po czym uklękłam obok Cacao.
- Mały, znalazłbyś go? - spojrzałam pytająco na jego właścicielkę, zapominając, że tego nie zauważy.
-
Cacao zaszczekał, obwąchując Rah.
-Szukaj, szukaj. - mruknęłam, odczepiając smycz mieszańca.
-
Spojrzałam na psa.
To to mieszaniec? xD
-
Cacao zaczął węszyć. Ruszył przed siebie, z nosem w ziemi, choć tego akurat nie wiedziałam.
_______________________
Coś tak jakby xD
-
Wstałam. Wzięłam Pamelę pod ramię i pociągnęłam ją za sobą, idąc za Cacao.
-
Ruszyłam za Cacao, prowadzona przez Rah.
Cacao podbiegł do drzewa i zaczął szczekać.
-
Podbiegłam do obszczekiwanego drzewa, bynajmniej nie puszczając Pam.
Ty, ja cię nie znam O.o Nie pzedstawiłaś się xD
-
-Właśnie, jestem Pamela. - przedstawiłam się, lecąc jak łamaga za Rah. -Ej! Nie jestem wózkiem w sklepie, uważaj!
-
- Uch, no tak, sorry. - zwolniłam nieco, łapiąc Pam, by nie wywaliła się na nierównym terenie.
-
-Nie ma sprawy. - mruknęłam. -Masz tego latającego kota?
-
- Tak jakby mi gdzieś... "Uleciał"... - odmruknęłam. - Ale Cacao coś znalazł.
-
Cacao szczekał jak szalony.
-
Stanęła przy drzewie i Cacao i zadarłam głowę do góry. Coś na tych takich cieńszych gałązkach u samej góry się poruszało. Usłyszałam przeciągłe ciche miauczenie Hrabii.
- Pam, widzę go! Tylko jak go zdjąć?
-
-Eeem...Może się tam wdrap? - podsunęłam. -Ja raczej nie mogę, Cacao też...
-
- Taa... - mruknęłam, patrząc sceptycznie na drzewo. - Tyle że dawno już nie siedziałam na drzewie. - spróbowałam zarzucić nogę na najniższy konar.
-
Splotłam dłonie w koszyk i zaparłam się nogami w ziemię.
-Wskakuj. Tylko mnie nie przewróć.
-
- Dzięki. - wlazłam jakoś na gałąź z pomocą Pam. Sprawdziłam wytrzymałość następnego konaru i wpełzłam na niego. Po chwili dostałam się na średnią wysokość drzewa (nie patrz w dół, nie patrz w dół... xD). Po mojej prawej siedział jak hrabia Hrabia, machając puszystym ogonem i patrząc na mnie wrednie. Złapałam go i rzuciłam w ramiona Pam, krzycząc, by go złapała. Zeskoczyłam na nogi obok Pam, po czym skrzywiłam się, słysząc chrzęst. Po chwili poczułam ostry ból kostki.
-
Złożyłam ręce w kosz i Hrabia w niego wpadł.
-Co ci? - spytałam. -O, i przypnij Cacao, proszę.
-
- Nic, chyba mi kostka poszła. - syknęłam. Zapięłam Cacao i podałam koniec smyczy Pam, wyjmując jej z rąk kota. - Poczekasz na mnie w jakiejś restauracji, czy coś? Muszę wpaść do szpitala.
-
-A niby jak trafię?
-
- Oddam cię na przechowanie do restauracji i tam na mnie poczekasz. To powinno zająć z pięć minut.
-
-No, to mnie zaprowadź do domu, czy gdzieś, bo się jeszcze pod auto wpakuję...
-
- Spoks - wzięłam Pam pod rękę i wyszłam, oczywiście wciąż ściskając wyrywającago się Radi'ego.
-
Cacao wybiegł, ciągnięty na smyczy przeze mnie.
-
Wyszliśmy.