Wznawiałam próby zapanowania nad dzikimi włosami do momentu, aż zaczęły się układać, a ja nie wyglądałam jak hipis z lat 70. Zaczesałam długą grzywkę do tyłu, na następnie zrobiłam koka i założyłam na to blond perukę. Była co prawda niewygodna, ale to jedyny sposób, by chodzić i nie słyszeć oburzenia "Przywódca, a chodzi niby jakaś młoda pannica, phi!" Już sobie to wyobrażam, ciekawe, czy wszyscy wiedzą, że nie mam 25 lat... Żeby mieć też życie poza przywódcowaniem "Zrób to, zrób tamto" musiałam się też czasem ubierać jak normalna młodzież. Wzięłam z szafy sary sweter, ciemnoniebieską spódnicę w białe kropki, kremowo-czarne szpilki z kokardką i zarzuciłam na ramię ciemnoniebiesko-kremowy plecak, w którym znajdował się już notes i telefon. Makijażu nie brałam, nie jestem ścianą, żeby tapetą mnie zdobić, moja cera też nie jest zła, więc po co mi? Wymaszerowałam do kuchni.